Od urzędniczki do właścicielki kreatywnego biznesu
Karolina (38 lat) przez wiele lat pracowała jako urzędniczka. Miała stałe godziny pracy, stabilne zarobki i codzienną rutynę. Z zewnątrz jej życie wyglądało na uporządkowane, ale rzeczywistość była zupełnie inna. Po latach małżeństwa przyszło bolesne rozczarowanie – trudny rozwód, który zmusił ją do zrewidowania swojego życia. Macierzyństwo, które zawsze traktowała jako najważniejszą rolę w życiu, zaczęło ją przytłaczać, gdy została z większością obowiązków sama. Dodatkowo jej praca, choć stabilna, nie dawała jej przestrzeni na nic więcej – ani finansowo, ani emocjonalnie.
W pewnym momencie Karolina poczuła, że dłużej tak nie wytrzyma. Wiedziała, że musi coś zmienić, ale nie miała pojęcia, od czego zacząć. Właśnie wtedy trafiła na jobcoaching.
Podczas naszych sesji Karolina otwarcie mówiła o swoich trudnościach i strachu przed przyszłością. Największym wyzwaniem było dla niej uwierzenie, że może w ogóle coś zmienić. Początkowo myślała, że niczego nie potrafi, ale po głębszej rozmowie okazało się, że przez lata miała pasje, które zawsze odkładała na bok – praca w glinie, układanie kwiatów. Na pytanie, dlaczego nic z tym nie robi, odpowiedziała: „Bo to hobby. Kto niby na tym zarabia?”.
Pracowaliśmy nad kilkoma kluczowymi obszarami:
1. Zmiana podejścia
Pierwszym krokiem było zrozumienie, że jej hobby ma wartość – nawet jeśli nie stanie się wielkim biznesem, to może być czymś, co da jej radość i poczucie sprawczości. Ustaliliśmy, że nie musi rzucać pracy od razu, a wystarczy, że spróbuje małymi krokami.
2. Pierwsze działania
Karolina zorganizowała małe warsztaty w gronie znajomych – bez presji, dla zabawy. Mimo obaw, że nikt się nie pojawi, udało się zebrać grupę. Pierwszy sukces dodał jej odwagi.
3. Przygotowanie do biznesu
Pracowaliśmy nad realistycznym planem – bez wielkich inwestycji, z założeniem, że początki będą trudne. Ustaliliśmy, jak promować warsztaty wśród lokalnej społeczności i co zrobić, jeśli nie od razu przyniosą dochody.
Nie wszystko szło gładko. Bywały miesiące, kiedy Karolina miała tylko jedno czy dwa zgłoszenia, co podważało jej wiarę w siebie. Zdarzały się warsztaty, na których coś się nie udawało – a to glina nie chciała współpracować, a to kwiaty zwiędły szybciej, niż powinny. Ale mimo tych trudności czuła, że robi coś, co naprawdę ma dla niej znaczenie.
Dziś Karolina prowadzi małą firmę, która organizuje kursy z pracy w glinie i układania kwiatów. Jej biznes wciąż się rozwija – nie zawsze jest idealnie, ale daje jej satysfakcję. Przede wszystkim Karolina czuje, że ma coś swojego i że, choć życie wciąż bywa trudne, zrobiła krok w kierunku większej równowagi i radości.